sob cze 30, 2018 10:11 pm
Ignorując ranki na dłoniach Kociebor patrzył się w przestrzeń jak tamci dwaj sobie radzą. Nawet zamarznięte Rykerry okazały się groźne. I dobrze w końcu to na tym mu zależało. Jego zgęstniała krew ciekła po śniegu zostawiając ciemne plamy. Był przytłumiony i wykończony. Musiał szybko zając się sobą. Tak to prawda bał się. Cokolwiek było w tej wierzy było błędem. Potwornym błędem.
Widząc Drugą zrozumiał że nawet ona się boi, on też odczuwał strach ale ten powoli zaczynał zmieniać się w coś innego. Konkurencję, coś jak gdy jedno mrowisko odkryje inne. Teraz musiał zmierzyć się z czymś tak podobnym że czuł jeszcze większy przymus bo zabić to coś i zniszczyć to przeklęte miejsce. Słysząc jej bezwładne słowa a potem pytanie odparł tylko – Powiem w drodze madam, nie teraz czas na to i nie jest to dobre miejsce. –
Gdy w końcu powalony młodzian leżał na ziemi i Kociebor wraz z drugim z braci szykowali się by go zabrać zabrzmiało pytanie Drugiej. Lata ukrywania się i skrytobójstwa zrobiły swoje, wiedział już jak myśli Druga, oni byli jej narzędziami. Nie karcił jej w głowie już, rozumiał jej strach. Faktycznie to mogło zgubić nie tylko ją ale też i samego chorego gdyby wydarzyło się tam coś złego ale nie był to na to czas. Odpowiedział jej – Ufam bo mnie nie wydała a mogła i ufam bo właśnie jest u niej cała moja gromadka potworków, ufam jej bardziej niż komukolwiek w tej zaplutej wsi. Ale to nic nie zmienia bo nie mamy czasu. On tutaj umrze jeśli nie ruszymy się a i my do niego dołączymy w najbliższym czasie. I daj boże pełny rynsztunek, jeśli widziała wężowy ogon to byle pancerz nie zrobi na niej wrażenia. A tera w drogę, mam jeszcze sporo do wyjaśnienia. – skinął dłonią i poprowadził ich w stronę wioski tak szybko jak się dało.
Po drodze zaczął zaś mówić cicho i powoli – Co się tyczy tego czegoś i ogólnie zbiorowej jaźni. To co ja znam ma pewne zabezpieczenie, nacisk woli poszczególnych jednostek nie akumuluje się. Każda z podległych synaps jest traktowana osobno i o ile mogę na raz wydawać im rozkazy to o tyle ich umysły nie mogą łączyć się razem. Mój może połączyć się z każdy ale ich mogą tylko ze mną. A raczej z synapsą dominującą. Tutaj coś jest nie tak, nie wiem czemu ale on został zarażony obłędem przez jedną istotę a korzysta z tego inna. Inna wydaje rozkazy i on czuje ból innej. Tak nie powinno być, umysły tych dwóch są połączone. Gorzej ich moc jest połączona a to sugeruje mi jedno. Choć oczywiście mogę się mylić. – skupił się na chwilę po czym kontynuował idąc przez śnieg i zaspy – Zacznijmy o tym od czego zaczęłaś jeśli mogę mówić ci per ty madam. To jest możliwe, wystarczy by nie zabezpieczył się przed wpływaniem na siebie umysłów podległych mu istot. Wtedy one rosną w siłę a kiedy ich moc jest dość duża ich dusze wchłaniają jego. Ten twór jest zlepkiem umysłów ale nawet jesli stoi za nim twój mąż to dawno nie żyje stłamszony przez instynkt. Nie rozumiem tylko jak potrafi wpływać na inne obiekty bez synapsy odbierającej, to nie powinno się zdarzyć. Jedyne co ma wyjaśnienie to że ów umysł podłączony jest do maga i jego aura roznosi się poprzez jego sługi. To nie on rzuca zaklęcie ale cały rój przez niego. Tak czy inaczej moja synapsa a przynajmniej moich stworów nie przyjmuje rozkazów od nikogo poza mną. Może za to ją zakłócić ale to czego się boję to że spróbuje wtargnąć do mojego umysłu lub kogokolwiek z nas. Im więcej pochłania tym silniejszy sie staje. Żywe organizmy to dla niego tylko budulec, stąd pewnie taka dekoracja ścian. Nie bój się pani, zwyciężymy to bo każda inteligencja zbiorowa ma jedną wadę którą znam dobrze. – ściszył głos – One czują nawzajem swój ból, jeśli chcemy wygrać trzeba ich męczyć. Zadawać im tak potworny ból aż poczują go wszystkie organizmy w sieci. Z tego co widzę już podpalenie odniosło skutek. Ale pomyśl proszę jak poczują się inne stwory jak w jednego w nich wejdzie taki robal i zacznie torować sobie drogę wzdłuż wnętrzności. Co poczują gdy jego skóra zacznie płonąć a ich ciała zatrują toksyny. Odpowiedzią jest niewyobrażalny ból. Wtedy instynkt przejmie nad nimi władzę i ruszą do ataku z wszystkim co mają chcąc skończyć ten koszmar. I wtedy ich zabijemy, z każdym zabitym będzie gorzej dla nich. Nie bój się więc Droga pani. Nasze życie nie jest zagrożone tak bardzo jak myśleliśmy. Ale cieszę się że stamtąd wyszedłem. Żywy... i ty też odzyskasz i swój towar i oszczędzisz żywota. – pociągnął smętnie i skinął – Ruszajmy szybko. –
Ilość słów: 907