Narrator
Podróż przebiegła bez zbędnych komplikacji, chociaż na pewno po pewnym czasie spędzonym w siodle mogła zacząć się dłużyć i być niewygodna. Kompania w ramach odpoczynku zatrzymała się na dwa dni w Mirosil, skąd następnie skoro świt wyruszyła do Wąwozu Pierwszych, gdzie był końcowy punkt ich podróży, Exitium.
Nakamura działając w ścisłej współpracy z Angererem poprosił tego drugiego o wysłanie mu któregoś z jego wolnych naukowców do zbadania pewnej tajemniczej sprawy, o której Steinhöferowi powiedziano tylko tyle, że wszelkie niezbędne informacje dostanie na miejscu, bezpośrednio od Seitaro. On sam o Exitium wiedział tyle co większość. Wszelkie informacje, które mogłyby rzucić światło na to, co tak naprawdę znajduje się w Twierdzy Końca i co dokładnie znaleźli tam przed dwoma laty członkowie ekspedycji znajdowały się w rękach tamtejszych naukowców i dowództwa placówki. Nawet jej członkowie nie wiedzieli dokładnie, koło czego mieszkają, tak skrupulatnie pilnowano tajemnic góry.
Sama forteca nadal była w budowie i gdy finalnie Leonard z czterema swoimi towarzyszami znalazł się w wystarczającej odległości, by widzieć ją w całej okazałości, mógł ujrzeć gdzieniegdzie rusztowania i sporo robotników. I tak cudem, a raczej z dużą pomocą magii, w tak krótkim czasie wybudowano twierdzę, która mogła pomieścić napływających do jej środka nowych rekrutów. Wysokie mury chroniły przed niepożądanym wzrokiem, zaś część budynków przylegała bezpośrednio do ścian góry.
O ile na zewnątrz pałętało się już trochę członków, głównie Egzarchów, o tyle wewnątrz panował spory ruch. W większości widać było maski lub fantazyjne przedmioty, ale i zwykłych, Leonardowi podobnych ludzi nie brakowało. Przybycie nowej ekipy nie wywarło zbytniego wrażenia na nikim, być może z powodu natłoku zajęć, jakie każdy miał. Przydzielono im za to jakiegoś Egzarchę, który pokazał przygotowane zawczasu kwatery i pozwolił odpocząć przez noc.
Rankiem Egzarcha nawiedził wynalazcę, prosząc go o podążenie za nim. Pozwolono podążyć za nim jedynie Dustinowi Kirchnerowi, resztę uznając za niegodną poznania tajemnic Exitium. Po spacerze, w którym żaden z nich raczej się nie odzywał, cała trójka dotarła do gabinetu Nakamury. Kilka sekund po delikatnym pukaniu odpowiedział im przyzwalająco niski głos. Wtedy też Steinhöfer miał okazję ujrzeć w całej swojej okazałości przywódcę Exitium, mężczyznę, o którym plotki mówiły, iż jest on prawie tak potężny jak Ernest von Angerer.
Przykrywała go maska, którą właśnie zakładał. Można było rzec jasna zakładać, iż słyszał o wybrykach naukowca i była to zwykła przezorność, jaką przeważnie się zaleca w kontaktach z ludźmi. Poza tym wysoki jegomość nie wyróżniał się niczym szczególnym prócz lewej dłoni, która sztywno zwisała mu u boku. Egzarcha, który ich tutaj przyprowadził zaraz zniknął, zaś Nakamura sprawną dłonią wskazał dwójce przybyszów miejsca.
— Miło mi pana w końcu zobaczyć, panie Steinhöfer. Panie Kirchner. Sądzę, że wiedzą panowie z kim mają do czynienia? — rzekł, skinąwszy głową do Dustina. Szybko jego głowa zwróciła się w stronę Leonarda— Ernest wiele mi o panu pisał, polecając pańską osobę do tego przedsięwzięcia. Nie strzępiąc więc języka, wyjaśnię może pokrótce, dlaczego tutaj pana ściągnąłem. Wiąże się to bezpośrednio z opuszczoną kopalnią, wokół której narosło tyle plotek. Prawdy w nich jest tyle co kot napłakał, ale osobiście uważam to za zaletę. W każdym razie wewnątrz góry wydrążony jest pewien kompleks, całkiem podobny do tego, z którego pan przybywa, z tą różnicą, że nie mamy do czynienia z Maszyną, a kilkoma innymi mniejszej wagi urządzeniami, oczywiście w tej części, do której mieliśmy przyjemność się dostać. Tutaj zaczyna się pańska historia. Zobaczy pan na własne oczy rzecz jasna wszystko, aczkolwiek pańskim zadaniem będzie rozgryzienie działania pewnych kryształów. W skrócie są one jakby kluczami do całego kompleksu, ale do tej pory nikt nie potrafił rozgryźć kodu w nich zapisanego, by móc go powielić, dokonać potrzebnych zmian i otworzyć nam przejście do dalszej części. Niedawno nasi naukowcy nauczyli się w pełni korzystać z urządzeń zapisujących dane w kryształach i zaczęli je kopiować, aczkolwiek żaden nie znalazł jeszcze żadnej zależności, która pozwoliłaby odkryć, co dokładnie jest tam zapisane i w jaki sposób to wykorzystać. Postanowiliśmy więc posłać po świeży umysł, który mógłby na to spojrzeć z innej perspektywy. Mamy nadzieję, że dokona pan jakiegoś przełomu – sam słyszałem o pańskim geniuszu i jestem szczerze przekonany, że nie ma dla pana nic niemożliwego, szczególnie nowe technologie — po tak długim wywodzie przytłumiony przez maskę głos Nakamury ucichł, by odchrząknąć i dodać po chwili: — Jakieś pytania?